Barcelona

12 Marzec 2012

3:00 POBUDKA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Łot???????? Matko, przecież 1,5 godziny temu położyłam się spać!

Ubłagałam Maćka, żeby pierwszy poszedł się umyć i w ten sposób zyskałam dodatkowe 15 minut... Nawet tego nie poczułam, bo wydawało mi się, że nie zdążyłam zamknąć oczu, a ten cholerny budzik znowu zaczął ujadać...

O 4.00 siedzieliśmy w taksówce, a ja zastanawiałam się czy wielkim obciachem byłoby ułożenie się horyzontalnie na tylnej kanapie.

Mimo wypitej na lotnisku kawy, gdy tylko samolot parę minut po 6.00 wystartował, oczy zamknęły mi się automatycznie i przespałam prawie całą podróż.

Barcelona

Zaskoczenie już przy wyjściu z lotniska. W informacji przemiły ( i przystojny :-) mężczyzna wskazał nam drogę do autobusu, którym mieliśmy dojechać do centrum. Dodatkowo wręczył mapę miasta. Można? Można.

Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Hostel, który zarezerwowaliśmy znajdował się ... niecałe 200m dalej :-)

Doba hotelowa jak wiadomo zaczyna się najwcześniej o 14.00, dlatego tylko zostawiliśmy walizki i... na śniadanie. Z paru przyziemnych przyczyn, których nie ma sensu tu opisywać okazało się, że nasz wyjazd będzie bardzo nisko budżetowy. W związku z tym zostaliśmy zmuszeni do zrezygnowania z wypasionego jedzenia w knajpach na rzecz bułek, sera, oliwek, wina musującego za 2,5 euro itp.

Przy pierwszej próbie skończyło się żałośnie: kawałek bagietki posmarowany humusem, z plasterkiem dziwnego sera i... zieloną papryką wyglądał średnio. Smakował tylko trochę lepiej

Ale gdy trafiliśmy na najbardziej znany bazar Mercat Boqueria przy Rambli odetchnęłam z ulgą. Świeże sałatki, owoce jakie tylko byłam w stanie sobie wymarzyć, chrupiące pieczywo, dziesiątki odmian serów...

Zabytki

Mieszkanie w ścisłym centrum ma swoje niezaprzeczalne zalety, takie jak np. możliwość dostania się do rozmaitych miejsc na piechotę. W przypadku Barcelony nie jest to takie oczywiste, ale my postanowiliśmy spróbować i... udało się :-) Nawet do parku Guela ( z ławkami Gaudiego) jakoś doszliśmy, choć po drodze zrobiliśmy sobie kilka przystanków np. na obejrzenie również zaprojektowanej przez Gaudiego Świątyni Sagrada Familia, która jest od ponad 120 lat w budowie i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie ta budowa miała się zakończyć.

Rowery i deskorolki

Gdybym nie zdecydowała się na długie spacery po mieście pewnie najchętniej skorzystałabym z przemieszczania się za pomocą roweru lub deskorolki. Długie, szerokie, bez dziur ścieżki aż się o to proszą. Mieszkańcy Barcelony mogą wykupić sobie roczny abonament w cenie 30 euro, dzięki któremu przez 30 minut non stop mogą bezpłatnie korzystać z miejskich rowerów ( potem muszą zrobić przerwę lub troszkę dopłacić), które mają „ parkingi” przy wielu stacjach metra lub przy głównych ulicach. Niestety turyści nie mogą z nich korzystać. Jeżeli zdecydujemy się na deskorolkę lub jeszcze lepiej longboard najbardziej zaszalejemy w miejscach, z których przez kilka kilometrów można zjeżdżać w dół, np. na ...plażę.

Plaża

We wszystkich miejscach, które odwiedziłam do tej pory nie widziałam tak pięknej miejskiej plaży!!! Zaraz po wyjściu z głównej ulicy Rambla trafiamy do portu, ale wystarczy przejść kawałek w lewą stronę, za dzielnicę Barceloneta i... piasek, surferzy, a nawet udało mi się dostrzec jednego... nudystę... niestety niezbyt atrakcyjnego :-)

Hostele

Gdy jedziemy na tak zwany „wyjazd niezorganizowany” noclegi najczęściej organizujemy sobie właśnie w hostelach. W Barcelonie jest ich z całą pewnością mnóstwo, ale ten, w którym spaliśmy zasługuje na krótką rekomendację :-)

Hostal Q ma świetną lokalizację ( Ronda Sant Pere 22), przy samej stacji metra, kilka metrów od jednej z głównych ulic ( Via Laietana). Jest czyściutki, ma bardzo przytulne pokoje ( mimo czarno-białej kolorystyki), kuchnię, w której przed wyjściem na miasto możemy się czegoś napić ( kawa, herbata, sok, kakao) zjeść ciastko, wafelka lub jabłko i skorzystać z darmowego internetu.

Miasta w mieście

Jeżeli na zakończenie dodam, że Barcelona jest miastem, które jest tak zróżnicowane architektonicznie, że niektóre jego fragmenty przypominają Londyn inne Lizbonę, Paryż lub Rotterdam, wydaje mi się, że już nikogo nie będę musiała przekonywać, że warto się do niego wybrać. Chociaż na cztery dni i nawet w wersji low budget :-))))